„No więc Dukla. Dziwne miasteczko, z którego nie ma już dokąd pojechać. Dalej jest tylko Słowacja, a jeszcze dalej Bieszczady, lecz po drodze diabeł powtarza jak litanię swoje „dobranoc” i nic z rzeczy ważnych się nie przydarza, nic, tylko kruche domy przycupnięte przy szosie jak wróble na drucie, a pomiędzy nimi wietrzne wygony nieodmiennie zakończone niebem, które wznosi się, a potem przegina, zawisa nad głową, by wesprzeć się o przeciwległy skraj horyzontu. Tak jest – Dukla, uwertura pustych przestrzeni. Dokąd pojechać z Dukli? Z Dukli można tylko wracać. Podkarpacki Hel, urbanistyczna ultima Thule. Dalej już tylko drewniane chyżki i betonowe okruchy corbusierowskich bastardów – czyli rzeczy, z którymi pejzaż daje sobie jakoś radę” – fragment książki.
W dużym skrócie: zbiór opowiadań-obrazków (bliżej im jednak do tego zakurzonego, pozytywistycznego gatunku opisowego) przedstawiających wszystko to, z czym obcował każdy (noc, ptaki, rzeki, koniec września), przefiltrowane przez niebanalne pióro Stasiuka. Stelaż wspomnień pokryty płachtą natury służy mu tutaj do snucia refleksji o przemijaniu, choć nie tej filozoficznej, raczej takiej "prostej", niewymuszonej, przylepiającej się do człowieka w różnych chwilach jego życia.
Czasem jakieś miejsce po prostu zauroczy człowieka – wraca do niego myślami zupełnie bez powodu i jakaś nieznana siła ciągnie tam go z powrotem. W „Dukli” Andrzej Stasiuk daje wyraz swojej fascynacji tym...Czytaj całą recenzję