Anomalie, bandy mutantów, zaginiony pociąg i cerkiew w zonie pełna wyznawców to zaledwie początek kolejnej powieści z uniwersum zainicjowanego przez „Ołowiany świt”. Drugi tom „doskonale koszernej stalkerskiej historii, wymyślonej na spokojnie, rozpracowanej z pietyzmem i opowiedzianej ze swadą”. Zona, gdzie każdy przeżyty dzień jest świętem, każdy posiłek ucztą, a każda wypłata fortuną. Kurz jeszcze dobrze nie opadł po rocznicowej emisji, a Sołdat już zdążył się przekonać, że ucieczka przed potwornościami kompleksu X-3 to dopiero początek. Znów przyjdzie mu zmierzyć się z niebezpieczeństwami Strefy, własnym lękiem i wątpliwościami, a czasy wojskowej kompanii karnej wydadzą się prawdziwą sielanką. Wprawdzie teraz nie jest już sam, lecz Zona to zazdrosna kochanka…
Strzelba pachnie prochem i rozgrzanym metalem, wizjer maski paruje, lepiej zmienić filtr. Rzuć mutrę i ruszaj. Ostatnich gryzą ślepe psy.
OMG jakie to było dziwne, nadal mam mieszane odczucia co do tej książki. Z jednej strony styl jest paskudny (normalnie jak Piter, tylko w Kijowie), prowadzenie historii to skakanie po łebkach (jeśli nie będziedzie wiedzieć co się stało między rozdziałami to oznacza że autor zeżarł kartki z głodu). Sama wizja Kijowskiego metra też jest jakaś z dupy wyciągnięta, w ogóle tu dużo rzeczy jest z dupy, ale… Ale mimo krwawienia oczu mózg nie dostaje raka i z chęcią przechodziłem na następną stronę będąc ciekawym...Czytaj całą recenzję